Razem na bolszewickiego wroga! – Armia ochotnicza w 1920r.

Autor: Mazowiecki UW 2020-11-12 18:12:24

W ramach kampanii Wojewody Mazowieckiego „Pamiętamy! – 100-lecie Bitwy Warszawskiej” przedstawiamy pierwszy z trzech artykułów o Bitwie Warszawskiej: „Razem na bolszewickiego wroga! – Armia ochotnicza w 1920r.”

Jest rok 1920. Polska, która odzyskała dwa lata wcześniej niepodległość, nie ma ustalonej wschodniej granicy. Walki z bolszewikami pojawiają się już w 1919 roku, a główne działania wojenne ruszą wiosną 1920 roku. Front układa się ze zmiennym szczęściem, siły wroga stopniowo zaczynają spychać polskie oddziały w głąb kraju. Ciężkie warunki na froncie, nużące marsze, brak sukcesów powoli przyczyniają się do spadku morale w armii. Wojsko potrzebuje wsparcia – entuzjazmu i nowych sił. Tymczasem bolszewicy prą na zachód, kierowani wizją ogólnoświatowej rewolucji. Po ciuchu sprzyjają im Niemcy, widząc możliwość ponownego rozdzielenia Polski. 1 lipca 1920 r. sejm ustanawia Radę Obrony Państwa pod przewodnictwem Naczelnika Państwa – Józefa Piłsudskiego. „Obywatele Rzeczypospolitej! Ojczyzna w potrzebie!” – grzmi 3 lipca odezwa ROP-u do narodu, nawołująca wszystkich w sile wieku i zdolnych do podjęcia trudu wojny i tułaczki, do wstępowania w szeregi nowo tworzonego wojska. Na czele Armii Ochotniczej miał stanąć niezwykle popularny w społeczeństwie gen. Józef Haller.

Bolszewicki dowódca Michaił Tuchaczewski, wydający słynny rozkaz: „Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym!", ponoć wyobrażał sobie Amię Czerwoną jako samouzupełniającą się machinę. Z „oswobodzonych”/ podbitych terenów mieli pochodzić nowi żołnierze, gotowi nieść czerwony sztandar dalej, na zachód. Jednakże ta wizja nie mogła mieć ziszczenia w polskich realiach. W tym czasie zaangażowanie społeczeństwa, lęk przed utratą niepodległości, podsycany wizją wyzucia z wartości i tradycji religijnych, odsuwa wszelkie waśnie i spory polityczne, angażując niemal cały naród. Do chłopstwa, które jest na uboczu aktualności i które nie zawsze posiada świadomość wyjątkowości chwili, specjalną odezwę kieruje premier Rządu Obrony Narodowej – Wincenty Witos.
„Chłopi wstępują masowo do armii” – podawał 5 sierpnia „Ilustrowany Kurier Codzienny” –„Przeważnie w powiecie warszawskim. Cóż na to chłopi w Małopolsce? Odezwa prezydenta ministrów Witosa, nawołująca włościan do spełnienia obowiązków obywatelskich, wywarła dodatni skutek w powiecie warszawskim. Od wczoraj rano włościanie i podmiejscy zgłaszają się tłumnie do Warszawy, aby wstąpić do armii ochotniczej. (…). Wielu z nich staje z własnymi końmi, inni przyprowadzają podwody. Również włościanie rozpoczęli obficie znosić broń, która we wsiach pozostała po Niemcach i Rosyanach.”

Poczucie jedności sprawia, że na odzew odpowiadają przedstawiciele wszystkich grup społecznych, kobiety, mężczyźni, członkowie przeróżnych stowarzyszeń, młodzież i weterani. Każde ręce okazują się potrzebne – począwszy od szycia bielizny dla żołnierzy, organizację wsparcia materialnego i psychicznego dla wychodzących na front, poprzez inicjowanie szpitali polowych i zaplecza medycznego, skończywszy na samych ochotnikach do bezpośredniej do walki. Maria Dąbrowska notowała w dzienniku: „[…] naród pod wpływem klęski obudził się nareszcie. Odezwa Rady Obrony Państwa (m.in. mnie kazano pisać projekt) i Piłsudskiego postawiły wszystkich na nogi i pod broń. Tworzy się armia ochotnicza.

Oddaliśmy się wszyscy do rozporządzenia władz wojskowych. Ulice Warszawy rozbrzmiewają marszem ochotników, głosem trąbek (…).”

Armia Ochotnicza miała przyjmować osoby w wieku od 17 do 42 lat oraz oficerów do 50. roku życia. De facto pojawiali się również piętnastolatkowie, głównie harcerze (w służbie frontowej pojawiło się 6 tysięcy harcerzy, ok. 15 tysięcy w służbach pomocniczych). Znany jest też przykład zaangażowania młodszych harcerzy w obronę Płocka – między innymi jedenastoletniego Tadeusza Jeziorowskiego.  Młodzież w wieku 16 lat zobligowana była do  przedstawiania pozwolenia do rodziców, jednakże - jak wspominał szeregowy Władysław Kocot – wielu kolegów to obowiązkowe zaświadczenie wypisywało sobie nawzajem na plecach. W ciągu dwóch pierwszych tygodni na apel odpowiedziało 30 tysięcy chętnych do zaciągu, a ogółem liczba zamknęła się w granicach niespełna 106 tysięcy osób. W ten sposób szeregi armii zasiliły roczniki, które w swoich losach miały już zapisaną wojenną kartę, ale również młody narybek, nie do końca doceniany przez kadrę oficerską.  Ochotnicy zgłaszający się do jednego z licznie pojawiających się punktów werbunkowych otrzymywali legitymację zaciągową i biało-czerwoną kokardę.

Czasu na szkolenie było bardzo niewiele. Niemniej dla żołnierzy organizowano nie tylko szybkie kursy obchodzenia się ze sprzętem, lecz również zajęcia czytania i pisania dla analfabetów. Nauczano też historii, wzbudzając ducha patriotyzmu. Ci, głównie młodzi, chłopcy emanowali potężną, zaraźliwą energią. Oficer Józef Werobej z 5. Dywizji Strzelców Polskich wspominał: ”Przydzielony do 2 Pułku Piechoty znalazłem w nim 500 starych żołnierzy i około 2 tysięcy ochotników - studentów, uczniaków, harcerzy (…), którzy po raz pierwszy trzymali w ręku karabin i strzelać ani bić się nie umieli. (…) Z politowaniem, ale i z wielką troską patrzyli oficerowie na nieporadnego, nieraz młodego niewyćwiczonego żołnierza, z którym za kilka przecież dni przeciwstawić się nawale bolszewickiej.”

Czytając wspomnienia uczestników widzimy jak powoli przeistaczają się z „nieopierzonych” młodzieńców w doświadczonych na polu bitewnym żołnierzy.

Historycy wskazują dwie ważne bitwy, w których ochotnicy byli siłą główną – to dramatyczna bitwa pod Zadwórzem, kiedy z batalionu liczącego 330 żołnierzy ocalało jedynie 12 osób, niemniej w ten sposób wstrzymano na wiele godzin armię Siemiona Budionnego idącego na Lwów, oraz bój pod Ossowem, w którym wsławił się I Batalion 236 Ochotniczego Pułku Piechoty, a śmieć z krzyżem w ręku księdza Skorupki stała się swoistym symbolem walki z najeźdźcą.

Gloria 1920 roku pokazuje wyraźnie zarysowujący się do dnia dzisiejszego nasz narodowy charakter – jako naród, w obliczu zagrożenia, tragedii, jesteśmy w stanie w braterskim uniesieniu zrobić wszystko. Czas pokoju nie jest już tak łaskawy do wspólnych działań - ponad konfliktami i niesnaskami.

 

© 2018 Super-Polska.pl stat4u