Nigdy nie zajmowałem się polityką - wywiad z generałem Romanem Polko

Autor: Andrzej Ficek 2016-09-11 18:17:28
Najbardziej trudnym dla mnie okresem był kwiecień 1992 roku kiedy słynną jednostką komandosów JW 4101 wtedy już w Lublińcu, zaczął dowodzić człowiek słynący z asekuranctwa - rozmawiał Andrzej Ficek

AF-Jest Pan oficerem Wojska Polskiego, komandosem , generałem. Czy czuje się Pan też politykiem?

RP-Nie. Nigdy nie zajmowałem się polityką. Aczkolwiek na tym poziomie dowodzenia wojskowi mają styczność jak to się mówi w naszym żargonie z „panami w garniturach”

AF-Przechodził Pan w latach 90 tych szkolenie w 75 Pułku Rangersów Armii Stanów Zjednoczonych. Czy nasi komandosi mogą mieć kompleksy w stosunku do amerykanów?

RP-Na początku okresu transformacji rzeczywiście takie kompleksy były. To wynikało przede wszystkim z różnicy w poziomie usprzętowienia i wyposażenia naszych oddziałów. Nie da się wyszkolić profesjonalnego żołnierza nie dając mu dobrego sprzętu.

Obecnie na pewno tych kompleksów nie ma. Po wstąpieniu Polski do NATO niejednokrotnie uczestniczyłem w działaniach i szkoleniach, w których to nasi żołnierze występowali w roli nauczycieli i szkolili swoich kolegów z tak elitarnych oddziałów jak chociażby Navy Seals, czy 10 grupa specjalnego przeznaczenia (USA).

Obecnie działamy i ćwiczymy jak równy z równym.

AF- Pełnił Pan szereg funkcji dowódczych zaczynając od 1 Batalionu Szturmowego w Dziwnowie a na Gromie kończąc. Kiedy było najtrudniej?

RP- Musze przyznać, że tych chwil przełomowych w mojej karierze było bardzo dużo. Zaczynałem swoją służbę jako dowódca grupy specjalnej w słynnym 1 Batalionie Szturmowym Dziwnowie (obecna Jednostka Specjalna Komandosów). Tam wtedy nie robiło się kariery. Na początku dowodziłem 10 żołnierzami podczas gdy moi koledzy którzy poszli do np. piechoty dostawali od razu kompanię i dowodzili 100 żołnierzami oraz dostawali wyższe stanowiska etatowe.

Najbardziej trudnym dla mnie okresem był kwiecień 1992 roku kiedy słynną jednostką komandosów JW 4101 wtedy już w Lublińcu, zaczął dowodzić człowiek słynący z asekuranctwa. Bardziej angażował się w działania na polu towarzyskim niż na poligonach. Przespał czas wyzwań jakim były w tamtym czasie pierwsze bojowe misje wojska polskiego po upadku Układu Warszawskiego i pozwolił zabrać sobie z jednostki wielu wspaniałych żołnierzy, którzy zasilili tworzący się wówczas GROM. Dowodziłem w tym czasie 2 kompanią specjalną i miałem dylemat zostać, czy odejść? Liczyłem na pozytywne zmiany, ale gdy jako pododdział zaliczyliśmy wzorowo najtrudniejszą kontrolę w wojsku - Inspekcję Sił Zbrojnych, a w zamian zrugano nas za brak porządku w pododdziale – nie miałem już złudzeń. Zastanawiałem się czy aplikować do GROM-u czy do 6 Brygady Powietrzno – Desantowej. Mój problem rozwiązali wyżsi przełożeni. Podczas pełnienia służby oficera dyżurnego jednostki zadzwonił telefon z rozkazem wyznaczenia oficera do kontyngentu, który Polska wyśle do Jugosławii. Brakowało chętnych, więc poprosiłem dowódcę, aby zgodził się na mój wyjazd (początkowo odmówił). Usłyszałem: „to se kur.. jedź!” – i tak pożegnałem się z jednostką.

W byłej Jugosławii spędziłem blisko dwa lata, z tego rok w strefie działań wojennych (po serbskiej ofensywie w styczniu 1993 r. ) Po raz pierwszy zmierzyłem się z tym nieszczęściem jakie przynosi wojna. Wtedy nauczyłem się np. czegoś co trudno słowami opisać. Taka umiejętność rozpoznawania, kiedy ktoś strzela na wiwat gdy chce cię postraszyć, a kiedy rzeczywiście chce cię zabić. Wojskowa intuicja.

AF- Jak może Pan skomentować obecne zmiany jakich dokonał minister Antoni Macierewicz w Gromie jak i w Inspektoracie Wojsk Specjalnych.

RP-Nie widzę tu żadnego problemu, takie rotacje to w armii standard, a nie coś nadzwyczajnego. . Np. brytyjski generał Adrian Bradshaw - zastępca dowódcy sił NATO w Europie, kierował brytyjskim Dyrektoriatem Sił Specjalnych awansując tam ze stanowiska dowódcy pułku czołgów. Ważne jest to jakie miał wcześniejsze doświadczenia i co miał w głowie. Stanowisko przekazał po niespełna 4 latach dowodzenia.

Jednostki specjalne to awangarda armii, muszą być jak taki wartki strumień i wciąż otrzymywać nowe impulsy do rozwoju. Podobnie jak nowo wyznaczony dowódca. Przychodząc do GROM-u byłem podpułkownikiem i podobnie jak teraz w niektórych mediach wieszczono koniec jednostki, albo przynajmniej straszną katastrofę. Pomijano fakt, że wnosiłem do Jednostki swoje doświadczenia z byłej Jugosławii oraz organizowania i kierowania pierwszą polską misją w ramach struktur NATO w Kosowie.

Po dwóch latach funkcjonowania GROM-u pod moim dowodzeniem w strukturach MON nie tylko nie nastąpiła katastrofa, ale udało się tę jednostkę postawić twardo na nogi. Roczny budżet na modernizację techniczną i remonty uzbrojenia wzrósł z około 2 mln zł do kilkudziesięciu, a następnie stu-kilkudziesięciu mln zł . Zakupiono łodzie hybrydowe, spadochrony z systemami nawigacyjnymi, konsole tlenowe do wykonywania skoków z dużej wysokości, kilkaset gogli noktowizyjnych nowej generacji, sprzęt termowizyjny, dalmierze laserowe, karabiny MINIMI, karabiny wyborowe Baretta, Accurassy, Kniht SR, CheyTec, ciężkie karabiny maszynowe 12.7mm Monroy. Jednostka przyjęta z zerowym stanem zapasów, brakiem programu szkolenia i procedur działania oraz z 30% ukompletowaniem stanu osobowego po dwóch latach osiągnęła gotowość bojową i kompatybilność z naszymi NATO-wskimi partnerami. Dwa lata po objęciu dowodzenia przez mój team byliśmy już w Kosowie i Afganistanie, a rok później braliśmy udział w działaniach wojennych w operacji „Iracka Wolność”. Z sukcesem.

To pokazuje, że warto zaufać nowym dowódcom, a nie skreślać ich na starcie, tym bardziej, że nie wzięli się znikąd i mają za sobą doświadczenia bojowe.

© 2018 Super-Polska.pl stat4u