Płatność gotówką czy kartą?

Autor: Konrad tłumaczy Ekonomię 2016-10-07 09:06:37
Takie pytania słyszymy prawie codziennie od kasjerki w sklepie spożywczym czy od kelnerki w kawiarni. Musimy określić, jak chcemy zapłacić nasz zakup. Prowadzę takie małe empiriczne badanie będąc w Lidlu, w Biedronce lub w restauracji - pytam personel ilu klientów na stu orientacyjnie płaci kartą, a ilu gotówką. Wyniki moich badań pokazują, że około 60-80% transakcji, według kasjerek i kelnerek, jest uiszczanych kartą, natomiast 20-40% klientów płaci gotówką.

To jest duża zmiana na przestrzeni ostatnich lat. A jak to wygląda poza granicami naszego kraju? Niemcy są najbardziej ostrożnym finansowo krajem, również jeśli chodzi o płatności. Tam aż około 80% wszystkich zakupów jest realizowanych gotówką. Inne kraje doprowadziły system płacenia kartą do skrajności - Dania na przykład podjęła decyzję o stopniowym likwidowaniu banknotów. Już teraz kioski i stacje benzynowe mają prawo odmówić tam płatności gotówką. Niedawno Bank Unii Europejskiej EBC, z inicjatywy Włoch i Francji, wbrew protestom Niemiec po żmudnej debacie postanowił od stycznia 2018 roku znieść produkcję banknotu o nominale 500 Euro. Banknot ten nadal będzie ważny, ale jego dalsza produkcja zostanie zakończona.

Co jest przyczyną takiej tendencji? I następne pytanie - jak przyszłe "społeczeństwo bezgotówkowe" będzie wyglądać?

Główne przyczyny obniżenia liczby płatności gotówkowych w innych krajach są dwie. Po pierwsze łatwość zakupów dokonywanych przy użyciu karty - nie nosimy monet w kieszeniach, po zamknięciu sklepu łatwiej jest pracownikom rozliczyć utarg i nie trzeba transportować gotówki pod ochroną do banku. Przy dostawie zamówień internetowych nasz towar już jest opłacony i nie trzeba się rozliczać z kurierem, który zazwyczaj nie ma reszty do wydania. Poza tym mamy wygodny wgląd do naszych transakcji na wyciągu bankowym - możemy sprawdzić ile wydaliśmy i na co.

Po drugie niektórzy przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego, poprzez likwidację banknotów o wysokich nominałach, chcą ograniczyć łatwość transakcji w tak zwanej szarej strefie. Im mniej banknotów o wysokich nominałach, tym trudniej przeprowadzać operacje w szarej strefie.

Jak by to wyglądało, gdybyśmy kontynuowali proces likwidowania gotówki? Kiedy w ogóle nie byłoby gotówki, musielibyśmy większość naszych oszczędności przechowywać głównie w bankach. Oprócz możliwości przechowywania złotych monet lub sztabek złota, nie ma innych realnych płynnych środków płatniczych. W przypadku braku gotówki nie mielibyśmy możliwości wyboru między posiadaniem pieniędzy w domu a na rachunku bankowym. Banki ucieszyłyby się z takiego scenariusza, ponieważ ten sektor od dawna zmęczony jest kryzysami i niską zyskownością (spowodowaną zresztą przez same banki). To byłaby dla nich szansa na powiększenie swoich przychodów. Banki miałyby kontrolę nad wszystkimi naszymi pieniędzmi. Byłaby to dla nich idealna okazja do wprowadzenia różnych opłat za prowadzenie konta i kart płatniczych, których dzisiaj nie ma.

Dzisiaj żyjemy w ekonomii niskoodsetkowej. W niektórych krajach nawet istnieją ujemne odsetki - trzeba płacić za lokaty w banku lub za obligacje państwowe. Banki również zarabiają pieniądze na krótkoterminowym pożyczaniu sobie dużych kwot, tzw. "overnighty" - wszystkie nasze zbiorcze oszczędności znajdujące są na kontach w danym banku są wypożyczane na noc innemu bankowi i spłacone następnego dnia. Zatem dla banków społeczeństwo bezgotówkowe byłoby rajem. Międzynarodowi właściciele kart płatniczych jak Visa i MasterCard również mieliby z takiego scenariusza wielką korzyść dla wzmocnienia swojej pozycji oligopolu (rynek kontrolowany przez niewielu graczy).

W społeczeństwie bezgotówkowym anonimowość transakcji jest wykluczona. Każda płatność kartą jest zarejestrowana na serwerach komputerowych banków oraz u wspomnianych właścicieli kart płatniczych. Kiedy, kto, w jakim sklepie, co kupił i za ile - wszystko jest do sprawdzenia. Owszem, taka transparentność może stanowić nieco trudności dla pracy szarej strefy, ale nie należy zapominać o tym, że przestępcy też się rozwijają. Nie każdy kieszonkowiec, który kradł portfele, jest dobrym hakerem i potrafi się włamać do karty płatniczej. Zorganizowana cyberprzestępczość ma już więc klarowny podział zadań między hakerami a tzw. "mułami", nowoczesnymi kieszonkowcami. Haker uzyskuje dostęp do naszych danych osobowych, numerów kart płatniczych, kont, loginów i haseł. Wykradzione środki przelewa na konto muła, a ten bierze ryzyko na siebie i wypłaca przelewy ze swojego konta. Potem oddaje hakerowi 60% przychodu i dla siebie zatrzymuje 40%. Haker i muł nawet nie muszą się znać osobiście, występują "na rynku" osoby pośredniczące między nimi.

Czy w Polsce to zjawisko również istnieje? Liczne przypadki wyraźnie pokazują, że tak. W tym roku w Białej Podlaskiej włamano się na ponad 800 kont bankowych i wykradziono łącznie około 100 milionów złotych. Prokuratura prowadzi śledztwo. Światowa kradzież danych osobowych osiągnęła w zeszłym tygodniu nowy pułap. Z portalu internetowego Yahoo skradziono zarejestrowane poufne dane osobowe 500 milionów użytkowników (pół miliarda ludzi!). Koncern przyznał się do tego dopiero pod naciskiem. Muły będą w najbliższym czasie zajęte.

Wróćmy do większości uczciwych konsumentów, którzy nie chcą płacić kartą płatniczą. Co oni mają zrobić? Jeśli chcę na przykład zaprosić po pracy kolegów na piwo i niekoniecznie chcę, aby moja małżonka wiedziała ile na to wydałem (może to klasyczny męski przykład). Albo co ma zrobić ten, który ma potrzebę konsultacji psychiatrycznej, a nie chce, aby inni o tym wiedzieli? Informacja o tym, ile piw wypiliśmy z kolegami oraz kiedy i u jakiego psychiatry byłem na leczeniu - wszystko jest widoczne na wyciągu mojej karty płatniczej. To, ile osób ma bez naszej wiedzy nieograniczony dostęp do naszych osobistych informacji, jeszcze nigdy nie osiągnęło takiej skali. Liczby te sięgają tysięcy (w samej tylko Visie zatrudnionych jest ponad 11 tysięcy osób). Wiedzą oni, gdzie spędziłem urlop zagraniczny, ile na niego wydałem oraz to, jaką noszę bieliznę, bo płaciłem za to wszystko kartą. W tym kierunku idą dzisiaj takie kraje jak Dania i Szwecja.

Najmocniejszym argumentem przemawiającym za gotówką może być to, że jako konsumenci bardziej "czujemy" wydatek, kiedy fizycznie trzymamy banknoty w ręce. Przekazując je bezpośrednio jesteśmy bardziej czujni na ten wydatek, łatwiej jest więc nam być oszczędnym. Jeśli natomiast płacimy kartą, wydatek ten pozostaje cyfrowy, nienamacalny i znika w postaci anonimowych liczb na wyciągu.

Dokąd zmierza Polska? Karty płatnicze - z kodem pin czy przybliżeniowe - rozprzestrzeniają się w szybkim tempie. Z drugiej strony, może to jest znak siły gotówki w naszym kraju, NBP w czerwcu br. przedstawił nowy banknot o wyższym nominale 500 zł, który będzie wprowadzony do obiegu na początku następnego roku. Potrzeba gotówki w Polsce wzrosła według NBP o 16%. NBP chce wydaniem tego banknotu również zabezpieczyć swoje "przechowywanie zapasu strategicznego". Czy my, prywatni konsumenci, też mamy potrzebę zapasu strategicznego?

© 2018 Super-Polska.pl stat4u