Wielki finał święta gitary w Poznaniu

Autor: źródło-www.poznan.pl/Tomasz Janas 2014-09-10 09:07:32
Propozycja Arianny Savall i Pettera U. Johansena to właściwie muzyczna hybryda - składają się na nią elementy muzyki dawnej i barokowej, ale też ludowych tradycji z różnych stron Europy. W tym bogactwie natchnień artyści fenomenalnie odnajdują własną, oryginalną ścieżkę.To był zachwycający wieczór, pełen muzycznych niezwykłości. Tegoroczny festiwal Akademia Gitary zakończył niedzielny koncert, w którym gitara miała może drugoplanowe znaczenie, za to brzmiała przejmująca i zachwycająca muzyka. Cóż zatem pełniło role pierwszoplanowe? Harfa, mandolina i tradycyjny norweski instrument hardingfele oraz fantastyczne głosy dwojga wokalistów.

Z dwóch krańców Europy
Istotą projektu Hirundo Maris jest - zgodnie z jego nazwą - muzyka (na pozór) niemożliwa, pokonująca przestrzenie i za nic mająca granice. Owa hirundo maris to morska jaskółka - ptak wymyślony przez artystów, będący symbolem ich bardzo romantycznej, wizjonerskiej idei. Liderzy przedsięwzięcia to artyści bardzo doświadczeni w wykonawstwie muzyki dawnej, barokowej, klasycznej. Bazując na tym doświadczeniu, odwołując się do estetyki czy wrażliwości charakterystycznych dla muzyki dawnej, zwracają się ku tradycjom ludowym z dwóch końców Europy. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to też jakaś forma opowieści o ich własnej, osobistej drodze - ku sobie, ze wspomnianych krańców kontynentu. Ona, urodzona w Bazylei, ale zatopiona w rodzimej, katalońskiej tradycji; on z pasją śledzący dziedzictwo swojej kultury norweskiej. Ich spotkanie jest olśniewającym odkryciem tego, że - jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało - muzyka jest jedna. Zbierają w jedno utwory wywodzące się z obu tradycji, dorzucają do tego sporą garść pieśni sefardyjskich, pojedyncze własne kompozycje, echo muzyki dawnej i budują z tego spójną, złożoną, wielobarwną opowieść.

Dziedzictwo
Nie da się daleko odejść od własnych źródeł. A może inaczej: można od nich odejść na dowolną odległość, ale trzeba mieć zawsze w pamięci, "w sobie" (niczym DNA) tę tradycję, w której wyrastamy. Tak zdają się mówić Arianna Savall i Peter Udland Johansen. Podkreślam to raz jeszcze, bo bardzo świadomi tego są sami artyści. Tworzą własną sztukę, własny przekaz, ale wiele owych "źródłowych" kontekstów jest dla nich niezmiernie ważnych. Przy czym istotny jest tu też kontekst najbardziej osobisty. Uruchamiając wspomnienie tej bardzo intymnej, osobistej, rodzinnej tradycji, natrafiamy na dwoje wielkich mistrzów, wspaniałych artystów: Arianna jest córką wielkiej, zmarłej przed trzema laty, wokalistki Montserrat Figueras i wybitnego muzyka Jordiego Savalla. Nie wspominam o tym, by "obciążyć" artystkę tym dziedzictwem, ale by podkreślić, że potrafi ona do tej wielkiej rodzinnej historii dopisać własne, szalenie oryginalne, fascynujące rozdziały. A owym dziedzictwem, z którego czerpie i które słuchać w jej śpiewaniu jest także szczególne ciepło, namysł, liryzm, pozytywny nastrój, spokój bijące z jej muzyki.

Kołysanki...
Tym, co szczególnie zachwyca w projekcie Hirundo Maris, zarówno w jego płytowej, jak i - tym bardziej - scenicznej wersji, jest autentyczna naturalność, swoboda muzykowania. Mimo tego, że artyści sięgają do cudzych utworów, najwyraźniej opowiadają własne historie. Savall, śpiewająca pięknym lirycznym sopranem, znakomicie akompaniując sobie na harfie, znajduje w Johansenie znakomite dopełnienie. Jego głęboki, perfekcyjny, choć bardzo skromny, naturalny (bez zbędnych ozdobników) śpiew również uwodził publiczność, podobnie jak gra na mandolinie i wspomnianym hardingfele - dziewięciostrunowej norweskiej odmianie skrzypiec. Również skład towarzyszącego im zespołu był norwesko-kataloński, a tworzący go instrumentaliści potrafili znakomicie odczytać intencje liderów. Szczególnie podobał się grający na gitarze dobro Sveinung Lilleheier, czarował bogactwem i melodyjnością instrumentów perkusyjnych David Mayoral, rytmiczny kręgosłup całości wspierał kontrabasista Miguel Angel Cordero.

Siódma edycja Akademii Gitary przeszła do historii. Mierząc ją jakością galowych koncertów w Auli UAM możemy powiedzieć, że była naprawdę znakomita. Niedzielny wieczór był zdarzeniem niezapomnianym, czego dowodem owacja na stojąco, która żegnała artystów. Savall, Johansen i ich partnerzy melancholijnie pożegnali się ze słuchaczami dwoma bisami - podczas pierwszego zagrali balladę amerykańskiego gwiazdora country Waylona Jenningsa, podczas drugiego - wspólnie z publicznością! - zaśpiewali norweską kołysankę. Tomasz Janas

© 2018 Super-Polska.pl stat4u