Absurdy polskiej edukacji

Autor: Damian Płowy 2016-01-22 09:05:24
Jednym z absurdów są tzw. opinie o zaburzeniach w nauce wydawane przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne, które władne są wydawać kwity poświadczające dysleksję, dysortografię, dysgrafię, czy kuriozum dyskalkulię (zaburzenia uczenia się matematyki), bądź nawet stwierdzające trudności w nauce historii i wos-u... Zanim narażę się na ataki, wszystkich tych mądrych głów, które potężne tomy napisali na ten temat oraz niejedną pracę naukową, pragnę zadać jedno pytanie, nad którym niech każdy się zastanowi.

Czy my, przychodząc na świat posiadamy wrodzoną, automatyczną zdolność do posługiwania się konkretnym językiem? Czy znamy gramatykę i ortografię danego języka oraz potrafimy wykonywać zadania matematyczne w oparciu o wzory? Oczywiście nie, bo jest to wiedza nabyta w procesie uczenia się, a taką ścieżkę musiał przejść każdy z nas. Czy profesor polonistyki, urodził się z genetycznie wbudowanym słownikiem ortograficznym i wytatuowanymi w zwojach mózgowych zasadami gramatyki? Nie, musiał uczyć się wszystkiego od podstaw – jak każdy. Wychodzi zatem na to, że poradnie, wydają orzeczenia o problemach w nauce rzeczy, o których aktualnie uczą się uczniowie. To tak, jakby poradnia wydała zaświadczenie o problemach w nauce jazdy na rowerze (nazwijmy to zaburzenie „dyscyklista”), osobie która zaczyna uczyć się na nim jeździć, a że nie wychodzi jej ta jazda, tak jak jego rówieśnikom, to należy jej „ułatwić” życie stwierdzając, że posiada wyjątkowe zaburzenia nauki jazdy na rowerze. Przyznacie drodzy Czytelnicy, że brzmi to idiotycznie, lecz jeśli zjawisko to będzie postępowało dalej w tym kierunku, może z czasem doczekamy się zaświadczenia stwierdzającego użycie małej połaci mózgu do myślenia – „dyzmóżdże”, pisząc ironicznie. Czy zapomnieliśmy o jednej zasadniczej rzeczy? Każdy z uczniów ma różne predyspozycje do nauki. Jeden uczy się szybciej, drugi wolniej. Nie występuję tutaj zasada, której hołdował Napoleon, twierdzący, że każdy z jego żołnierzy nosi buławę marszałka w plecaku. W edukacji, żaden uczeń w swoim tornistrze nie nosi nominacji profesorskiej, bo nie każdy ma do tego predyspozycję. Tak jak jeden, będzie świetnym mechanikiem samochodowym, tak niekoniecznie ta sama osoba, będzie zdolna napisać surrealistyczną powieść stojącą na poziomie „Procesu” Franza Kafki, bądź pójdzie literackim śladem realizmu magicznego Gabriela Garcii Márqueza w „Stu latach samotności”.

W tym miejscu nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Ucząc się języka obcego, by opanować go w stopniu komunikatywnym, należy poznać odpowiedni zasób słów oraz podstawy gramatyki i ortografii, by móc porozumieć się w mowie i piśmie. Każdy chyba zgodzi się, że nie ma innej drogi i niestety trzeba nauczyć się podstaw. Zastanawia mnie zatem, dlaczego poradnie nie wydają orzeczeń i opinii dotyczących szczególnych trudności w nauce np. języka angielskiego, francuskiego, czy niemieckiego? Rozumiałbym, gdyby te zaświadczenia dotyczyły uniwersalnych problemów w nauce języków (każdego na świecie), jednak dotyczą one w zasadzie głównie języka polskiego. Znów mamy do czynienia z ciekawostką. Otóż okazuję, że nasz język jest jakiś „szczególny” i to do tego stopnia, że osobom posługującym się nim na co dzień, musimy wydawać zaświadczenia, ponieważ moją trudności z opanowaniem zasad ortografii, bądź gramatyki. Jednak jakimś dziwnym trafem, te same osoby ucząc się języka obcego, w dużej części, nie mają trudności, by opanować zasady gramatyki i ortografii funkcjonujące w tymże. Zatem, czy można mieć szczególne trudności w nauce jednego języka, a w przypadku innych języków już nie? Dodam, że gramatyka naszego rodzimego języka jest oparta na łacinie – tak samo jak niemal reszta języków z grupy indoeuropejskiej, bądź zawężając do języków romańskich np. francuskiego, hiszpańskiego lub włoskiego. A to oznacza, że konstrukcja gramatyczna języka polskiego, jak i innych języków obcych (tj. zachodnioeuropejskich, bo głównie takie są uczone w szkole), jest oparta na tych samych zasadach. Zatem, czy nie wydaję się to dziwne, że tylko zaświadczenia dotyczące języka polskiego (dysgrafia, dysortografia), są tak pożądane przez uczniów? Wniosek jest jeden, aby nauczyć się zasad (wymaganych w programie nauczania) dotyczących pisowni i gramatyki języka polskiego, tak jak i innych języków obcych, należy usiąść z podręcznikiem i wspominanych reguł nauczyć się, a później w praktyce wykorzystywać. Dlaczego nie wydajemy opinii o dysortografii dotyczących nauki języka angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, czy też rosyjskiego? Ponieważ by móc nauczyć się tych języków i nimi się posługiwać, trzeba znać słownictwo, ortografię i gramatykę – proste, nie ma innej drogi. Zatem, po co wydawane są zaświadczenia, stwierdzające szczególne trudności w nauce np. języka polskiego, skoro i tak nie da się poznać języka, inaczej jak tylko poprzez jego naukę? Absurd – lecz niech każdy sam wyciągnie wnioski.

Ktoś zapyta: a po co mi znajomość języka polskiego, jego ortografii i gramatyki? Odpowiadam, po to, żeby mężczyźni i kobiety (zwłaszcza w szeroko rozumianym wieku szkolnym), nie musieli posługiwać się skrótami, ani porozumiewać ze sobą używając świstów, pomruków i chrząknięć, przeplatanych esperanto i najbardziej „popularnymi” przekleństwami. Po to by, móc z łatwością wyrażać swoje opinie, płynnie odpowiadać i prowadzić dyskusje, rozmowy. Po to, żeby na zadane pytanie nie usłyszeć nieskończenie długiego „eyyyyyyeeeeyyyyyyyyyeeee” przypominającego raczej dźwięki wydawane przez ludzi pierwotnych rodem z filmu „1 000 000 lat przed naszą erą”. Jeszcze 15 lat temu, tego typu zaświadczenia były rzadkością, a jeśli ktoś już je posiadał, były raczej powodem do wstydu. Dziś jest na odwrót, a sami rodzice zabiegają by tego typu świstki zdobyć (o co z resztą nie jest wcale trudno), a posiadający takie zaświadczenie uczeń pęka z dumy, ponieważ musi mieć obniżony poziom. W moim przekonaniu te zaświadczenia powinny być zlikwidowane (a przynajmniej drastycznie ograniczone). Nie ma czegoś takiego jak dysortografia.

Niech każdy z nas przypomni sobie czasy szkolne. Wiadomo, że jeden uczył się szybciej z przedmiotów ścisłych, zaś inny z humanistycznych i na odwrót. Te przedmioty, które szły gorzej, wymagały więcej czasu spędzonego nad podręcznikami, po to żeby nauczyć się tego, czego nie udało się jeszcze opanować. Ortografia, gramatyka, matematyka kierują się odpowiednimi zasadami, wzorami, regułami, formułami, których niestety trzeba się nauczyć. Dzisiaj orzeczenia wydawane przez poradnie, służą uczniom i rodzicom temu, żeby obniżyć wymagania dla swojego dziecka po to, żeby nie musiało się zbyt dużo uczyć. Jest to prosta wymówka do nic nie robienia. Niestety duża w tym wina rodziców, którzy chcąc rzekomo ulżyć doli, a raczej nie doli swojego dziecka (oczywiście w ich mniemaniu), zbierają go do poradni, myśląc że jak zmniejszy mu się wymagania w szkole, to będzie wszystko dobrze. Niestety jest na odwrót, a nie wymagając nic od swojego dziecka, nasze dziecko nie będzie nic wymagało od siebie; poza tym dajemy pozwolenie do chodzenia na skróty (czegoś nie da się nauczyć, to trzeba to obejść). Należy mieć na uwadze również fakt, że uczeń posiadający takowe zaświadczenie, musi mieć automatycznie obniżony poziom nauczania (ze względu na rzekome trudności w nauce danego przedmiotu), mało tego, te kwitki powodują, że również osoba zdająca maturę, a będąca ich beneficjentem, musi mieć obniżony poziom egzaminu dojrzałości. Myślę, że zgodzimy się, że poziom egzaminów maturalnych stoi na niezbyt wysokim poziomie (z resztą tak jak programy nauczania), zatem jest to obniżanie poziomu z niskiego na jeszcze niższy. To tak jakby z poziomu pokojowego dywanu upaść na podłogę…

Aby nie być gołosłowny, zapraszam Czytelników do odwiedzenia strony internetowej jednej z poradni psychologiczno-pedagogicznej, na której to, w podstronie „Zaburzenia analizy i syntezy wzrokowej” można znaleźć objawy tychże, dla niemal każdego przedmiotu. Wybierzmy co ciekawsze. Dla matematyki i geometrii m.in. czytamy: „trudności z odczytaniem i zapisem liczb, tzw. czeskie błędy: 12 zamiast 21 lub 121 zamiast 112” – ciekawe stwierdzenie. Skoro autorka tejże analizy sama dochodzi do wniosku, że są to tzw. czeskie błędy, które mogą zdarzyć się na dobrą sprawę każdemu, to czy można nazwać to zjawisko zaburzeniem, bądź jednym z objawów zaburzenia? Dział, historia, geografia, wos: „trudności w orientacji na mapie” – fakt, gdyby mnie ktoś teraz znienacka zapytał, gdzie leżą Peskadory, zapewne dłuższą chwilę błądziłbym palcem po mapie. Dział, chemia, fizyka i biologia: „trudności z zapamiętaniem wzorów chemicznych np. 2HO, HO2, itp. zamiast H2O” – to akurat jest objawem braku skupienia nad tym co się pisze aktualnie i zwykłym niechlujstwem – nie jest to żadne zaburzenie. I nareszcie, dwa moje ulubione działy – wychowanie fizyczne i muzyka. Do pierwszego: „mylenie stron prawa-lewa” – ten zapis chyba nie wymaga komentarza; do drugiego: „niepowodzenia w nauce pisania nut, ich odczytywaniu na pięciolinii” – na to chyba choruję do dzisiaj, bo muzyk ze mnie żaden, zatem kwalifikuję się na to zaburzenie, pisząc oczywiście prześmiewczo. Są to tylko przykłady, zaś wszystkich zainteresowanych odsyłam do tej strony. Zabrakło mi tam jeszcze jednego przedmiotu – religii, tu diagnoza powinna brzmieć: „uczeń ma wyjątkowe trudności w żegnaniu się, czyni to raz lewą, raz prawą ręką”. Jaki z tego wniosek? Niech każdy sam go wyciągnie.

Ciekawą wydaje się również kwestia, że z roku na rok przybywa nowych „powodów”, by wydawać tego typu zaświadczenia. Absolutną nowością jest zaświadczenie, wydawane od ponad roku, obniżające wymagania edukacyjne dla ucznia, a wydawane na podstawie tego, że dziecko ma trudną sytuację w rodzinie (szeroko rozumianą). To zaświadczenie nie stwierdza nawet, że uczeń posiada jakiekolwiek zaburzenia w nauce, lecz podstawą jego wydania, jest trudna sytuacja w rodzinie. O ile, należy ubolewać nad losem dzieci z rodzin tzw. dysfunkcyjnych (czyli np. takich w których rodzice się rozwiedli), wszak dzieci nie są niczemu winne, o tyle należy głęboko zastanowić się nad zasadnością i sensownością wydawania tego typu dokumentów. Kuriozum polega również na tym, że poradnie które wydają te kwity, w żaden sposób nie weryfikują później tych opinii. Chcę przez to powiedzieć, że jeśli uczeń już raz dostanie ten świstek z poradni, obowiązuję on niemalże do końca jego edukacji. Nie ma czegoś takiego, że po roku (od wydania opinii o zaburzeniach w nauce), poradnia zaprasza ponownie ucznia za zbadanie tego, czy po owym okresie nauki z obniżonym programem zrobił postępy w nauce, czy ta terapia podziałała na niego. Nikt tego nie weryfikuje, ba nie ma nawet żadnego programu korekcyjnego dla tych uczniów. Nie ma czegoś takiego, że uczeń ze stwierdzonymi zaburzeniami, musi kilka razy w tygodniu w szkole, bądź w poradni uczęszczać na dodatkowe lekcję korekcyjne/wyrównawcze, by te zaburzenia wyrównać, bądź zminimalizować. Nikt tego nie wymaga! Określić tego typu fakt skandalem i skrajną nieodpowiedzialnością, to tak, jakby o tym nic nie powiedzieć, a w moim osobistym słowniku, nie znajduję dostatecznie dobitnych słów, by wyrazić się o tej szkodliwej praktyce. Zakładam, że gdyby wprowadzić tą prostą praktykę, weryfikowania wydawanych opinii oraz programu lekcji korekcyjnych, ilość ubiegających się rodziców o wydanie zaświadczenia dla swoich dzieci o zaburzeniach w nauce, zmniejszyłaby się o ponad połowę.

Dlaczego jeszcze 15 lat temu wydawanie tych orzeczeń nie było tak powszednim procederem jak dziś? Czy wtedy uczęszczające do szkoły osoby były wyjątkowo mądre, a te dzisiejsze już takie nie są? Oczywiście, to nie tutaj leży problem. Zmiany w programie nauczania, odejście od samodzielnych wypracowań na rzecz testów, ograniczenia w wymogach znajomości lektur, tworzenie egzaminów, których nie można nie zdać – to wszystko spowodowało, że nagle ortografia, gramatyka itd., stały się czarną magią ponieważ niedostatecznie w szkole są uczone, bo zmieniły się wymogi i priorytety, niestety na gorsze. Czy w tym zestawieniu, wstęp o niebywałym edukacyjno-drożdżówkowym sukcesie nabiera właściwej barwy i znaczenia? Czy teraz wiadomo, że to nie z braku drożdżówek w szkołach zrodził się problem, a w polskiej edukacji konieczne są zmiany?

© 2018 Super-Polska.pl stat4u