Jaruzelski chciał masakry szczecińskich stoczniowców?

Autor: J S 2015-12-12 20:37:16
Stoczniowcy z szczecińskiej Parnicy do dzisiaj nie wiedzą, że mogli podzielić los górników Kopalni Wujek.

Najbardziej tragiczne zdarzenie stanu wojennego to mord na górnikach Kopalni Wujek który miał miejsce dnia 16 grudnia 1981 r. Nie wiadomo czy był to tylko przypadek, czy też zaplanowana zbrodnia która miała rzucić na kolana całą solidarnościową opozycję? Jednak można odnieść wrażenie , że 17 grudnia 1981 r. miała nastąpić następna masakra, tym razem szczecińskich stoczniowców.

13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram o wprowadzeniu stanu wojennego docierał do oficerów dyżurnych jednostek wojskowych w całym kraju niezwłocznie po północy. Dzwonki alarmowe rozlegały się we wszystkich garnizonach. Pośpiesznie formowano kolumny czołgów, samochodów i transporterów opancerzonych.

Niektóre jednostki wojskowe tak jak 1 Batalion Szturmowy komandosów z Dziwnowa miał pozostać w koszarach. Jak powiedział nam jeden ze służących wtedy chłopaków, po pierwszym szoku żołnierze ochłonęli i cieszyli się tym ,że nie będą musieli brać udziału w brudnej wojence z narodem. Na stołówkach zwiększono racje żywnościowe o 200% . Żołnierze obżerali się pieczonymi kurczakami, kiełbasą myśliwską, ananasami i czekoladą. W cywilu takiego żarcia nie było od lat. Do tego brak zajęć , mili oficerowie i kaprale – żyć nie umierać.

Ten batalion to nie było zwykłe wojsko. To była elita komandosów wszechstronnie wyszkolonych w zabijaniu. O ich klasie świadczyło min to, że batalion jako chyba jedyna należąca do Pomorskiego Okręgu Wojskowego jednostka podległa bezpośrednio pod Ministra Obrony Narodowej z pominięciem Okręgu Wojskowego który miał siedzibę w Bydgoszczy oraz to ,że na wypadek ataku wojsk Układu Warszawskiego na zgniły zachód batalion przechodził bezpośrednio pod dowództwo sowieckie. Takie informacje można było usłyszeć od oficerów Batalionu.

W tym czasie ok. 2,5 tys robotników zgromadziło się na jednej z wysp stoczni Parnica i podjęło strajk okupacyjny. Na wyspie znajdowały się też magazyny Ligi Obrony Kraju a w nich karabinki sportowe KBKS i rakietnice. Wykorzystanie tej broni przez strajkujących mogło być bardzo groźne dla oddziałów ZOMO które miały pacyfikować stocznię. Prawdopodobnie dlatego podjęto decyzję o użyciu komandosów.

16 grudnia był kolejnym sennym dniem dla żołnierzy Batalionu Szturmowego w Dziwnowie. Niby stan wojenny a nic się nie działo. Śniadanie , obiad i leżenie na pryczach. Wiadomości ze świata tyle co w telewizorze. Nagle po kolacji dowódca kompanii zwołał naradę dowódców plutonów. Senna atmosfera przerodziła się w koszmar. Dowódca ogłosił stan najwyższej gotowości bojowej.

Czy generał Jaruzelski mógł o tym nie wiedzieć skoro Batalion podlegał bezpośrednio pod MON? Rozkaz został przecież wydany bezpośrednio po masakrze górników? Ten kto taki rozkaz wydał musiał zdawać sobie sprawę z tragicznych następstw takiej decyzji.

Każdy młody chłopak dostał do ręki karabin maszynowy kałasznikowa, 90 sztuk ostrej amunicji oraz bagnet szturmowy. Wojsko miało spać w mundurach z bronią pod poduszką i czekać na dzwonek alarmowy.

Atmosfera w koszarach bardzo zgęstniała. Oglądając dziennik telewizyjny w którym podano informację o masakrze w Kopalni Wujek niektórzy żołnierze płakali. Wiedzieli już, że zostaną wysłani przeciwko strajkującym robotnikom, nie wiedzieli jednak gdzie. Jak nam powiedział jeden z nich który służył wtedy w Batalionie, szeptali między sobą, że gdyby sowieci wkroczyli do Polski to bez zmrużenia oka wykonaliby każde zadanie i ginęli z uśmiechem na ustach. A tutaj wrabiano ich w bratobójcze gówno.

Do tej pory władza używała regularnego wojska, głównie czołgów do rozbijania bram i ogrodzeń w strajkujących zakładach. Potem wkraczało ZOMO i pacyfikowało opornych. Tym razem przeciwko strajkującym miano wysłać uzbrojonych po zęby komandosów. A byli to młodzi zastraszeni chłopcy z poboru wiosennego. Wiedzieli , że zostaną skierowani w takie miejsce, że być może wybór będzie taki - „Albo będę strzelał do robotników albo sam zginę?” Tym bardziej, że jeden z dowódców podobno zapowiedział „Kto się cofnie podczas akcji dostanie kulę w łeb”

O czwartej rano 17 grudnia 1981 r. rozległ się dzwonek alarmowy. Odprawa z dowódcą garnizonu, pakowanie do ciężarówek i wyjazd na lotnisko w Goleniowie gdzie czekały ponure helikoptery MI-8. Mimo silnego mrozu żołnierze mieli czoła zroszone potem a w oczach przerażenie.

Odprawa z pułkownikiem MO który zapewniał, że magazyny LOK zostały opróżnione i stoczniowcy broni nie mają. Nikt w to nie uwierzył. Napięcie wśród młodych chłopców było tak duże , że po wylądowaniu na wyspie wystarczyłby jeden przypadkowy wystrzał aby każdy z nich strzelał seriami na oślep. Ofiar mogło być o wiele więcej niż w Kopalni Wujek.

Zimowa mgła to rzadkie zjawisko meteorologiczne. Tym razem to ona uniemożliwiła start szturmowych śmigłowców. Dzięki temu zrządzeniu losu atak komandosów został odwołany i do masakry stoczniowców nie doszło.

18 grudnia rano nastąpił atak z morza przy użyciu wojskowych barak desantowych. Stoczniowcy poddali się jednak bez walki. Jak się później okazało, magazyny z bronią nie zostały przez nich naruszone.

Prawdopodobnie do dnia dzisiejszego strajkujący wtedy pracownicy stoczni Parnica nie wiedzą, że mogli podzielić los górników z Kopali Wujek.

© 2018 Super-Polska.pl stat4u