13 grudnia w telewizji czeskiej pokazywali nasz kraj no i wojsko oraz czołgi na ulicach.
13 grudnia byłem na urlopie w Zakopanym u rodziny. Rano jak w każdym polskim normalnym domu w niedziele rano, dzieci oglądają teleranek . No i przybiegły do mnie ,że telewizor nie działa. Ja jako elektronik musiałem się zerwać i zobaczyć co jest grane.
Działał tylko jeden kanał TV i "spawacz" coś ględził. Włączyłem radio na Wolną -Europę Odbiór był bez zakłóceń i wszystko już było wiadomo. Nagrałem na magnetofon pierwsze komunikaty po polsku i czesku (mam je na mp3)
W Zakopanem miałem nawiązać kontakt z księdzem bo ktoś mnie oto prosił,nie pamiętam kto no i nie zdążyłem. W telewizji czeskiej pokazywali nasz kraj i wojsko oraz czołgi na ulicach. Pokazali też Andrzeja Kołodzieja w czeskim wiezieniu i rozmowę z nim i jego przestępstwa. Filmowałem to kamerą 8 mm.
17 grudnia poszedłem na Krupówki kupić sobie narty. Mało ludzi było wtedy na ulicach. Idę z tymi nartami bez okuć na Krupówkach i podjeżdża gazik milicyjny a w nim czterech chojraków - podwinięte rękawy i biało czerwone opaski na ramieniu. Docisnęli mnie gazikiem do muru jak bandytę i skuli.
Zawieźli mnie na komendę milicji wzięli dowód osobisty i wepchnęli do celi gdzie było mnóstwo ludzi którzy akurat nie mieli dokumentów przy sobie i a trudno było o ich identyfikację. Po chwili jak się zorientowali ,że ja jestem z wybrzeża i ze stoczni to dostałem osobne pomieszczenie. Pojechali po oficera który odpowiedzialny był za internowanych. Gość 3 doby nie spał a ja mu mówiłem,ze jestem z Gdyni nie z Gdańska i już 5 dni tu jestem.
Telefony nie działały to wymyślił i powiedział -spadaj na wybrzeże! Udało mi się dostać na dworzec PKS kupić bilet , dostać się do domu spakować się i ok 15 .00 pojechałem do Krakowa. Od 13.grudnia-cały peron obstawiony był przez ZOMO a ja jako jedyny – pojechałem do Gdyni.
W pociągu przyszło do mnie 2 konduktorów i opowiadali straszne rzeczy o tym co w Gdańsku się działo-dziwili się ,ze tam jadę.
Po kilku dniach i jakieś weryfikacji dostałem przepustkę do stoczni i papier ,że mogę się poruszać praca-dom nawet w godzinach milicyjnych. Oczywiście ,ze tylko ,dzięki …......... wstawiennictwu moich przełożonych. Akurat w to nie wierzyłem bo nikogo na moje miejsce w radiowęźle nie mieli a to nie łatwo kogoś nauczyć czegoś co było tajne.
W moim pomieszczeniu były wykopane drzwi, pozrywane plakaty solidarnościowe a radiowęzeł sprytnie uszkodzony. 2 dni kombinowaliśmy czemu wszystko nie działa. Styki na panelach były polakierowane lakierem bezbarwnym i kilka przewodów pozamienianych, no i z sali konferencyjnej zginął Lenin. Takie duże gipsowe popiersie wodza rewolucji.
Oczywiście chodziłem na wszystkie msze za ojczyznę i inne manifestacje ,kilka razy dostałem pałą zomowską i gazem po twarzy.
Jak się dowiedziałem ,że w wejherowskim szpitalu są internowani załatwiłem sobie usunięcie migdałów, wziąłem aparat fotograficzny, gumoleum oraz tusze i zrobiłem kilka fotek. Pożyczyłem im aparat fotograficzny a za tusze i gumoleum dostałem fajne koperty ze znaczkami z internowania ze Strzebielinka
Zaraz po stanie wojennym kilka razy chodziłem na pielgrzymki piesze do Częstochowy zabierając ze sobą ulotki i ducha wolności dla zagubionych i wystraszonych ludzi polskich wsi. Wiele razy jechałem na pielgrzymki ludzi pracy do Częstochowy,zawsze robiąc mnóstwo fotek.
Miałem też akredytację na 1 zjazd Solidarności w Gdańsku i ostatni co był w Gdyni. Oczywiście mam mnóstwo fotek i filmików z tamtego okresu.